wtorek, 8 września 2015

Początek, czyli o czym będzie ten blog.




Blog ten będzie o mojej drodze do bycia wolnym.
Pojęcie wolności ewoluowało u mnie przez ostatnie kilka lat od czasu kiedy przestał mi się podobać tradycyjny model życia. Ale definicja która pasowała by do wszystkich tych lat to że wolność to brak przymusu, możliwość dokonywania wyborów. Jeżeli chcę pracować to pracuje, mogę sobie wybrać prace ciekawszą i w lepszych warunkach ale gorzej płatną, mam ochotę jechać jechać na miesiąc do Hiszpanii to jadę. Zycie zgodnie z naturą, żaden problem!
Przez cały okres gdy zacząłem marzyć o wolności wiedziałem, że  bycie wolnym to swobodne dokonywanie najważniejszych wyborów życiowych.
W pierwszym etapie (jeszcze na studiach) chciałem jak najszybciej znaleźć dobrze płatną prace najlepiej na etacie byłem przekonany że to da mi wolność. Miałem wtedy wtłoczony do głowie tradycyjny model życia,
-skończ studia, znajdź dobrze płatną prace na etacie bo to daje stabilizacje, kup dobry samochód na kredyt  ożeń się, kup dom/mieszkanie na kredyt, pracuj aż do emerytury aby wszystko spłacić i w końcu zacznij na prawdę żyć na emeryturze...    Naprawdę wierzyłem że taki model życia może dać szczęście.
Prace dobrą znalazłem jako asystent projektanta instalacji wewnętrznych w budynkach (woda, ścieki, centralne ogrzewanie, deszczówka, gaz itd.) zacząłem zarabiać ogromne jak dla studenta pieniądze (2000zł netto :P ) i zacząłem je szybko wydawać głównie na gadżety i przyjemności. Dalej było prosto im więcej zarabiałem tym więcej wydawałem, typowy wyścig szczurów. Na szczęście szybko zdałem sobie sprawę że takie życie nie daje mi szczęścia i czułem że brakuje mi wolności (byłem uwiązany do pracy).
W między czasie trafiłem na książkę Roberta Kiyosakiego "Bogaty ojciec, biedny ojciec"  i zafascynowałem się tematem wolności finansowej, zacząłem pochłaniać publikacje na ten temat w ogromnych ilościach i uznałem że to jest styl życia dla mnie. Ograniczyłem wydatki niemal do zera, bardzo szybko udało mi się odkładać ponad połowę pensji, kolejnym krokiem była nauka inwestowania która trwała bardzo długo i kosztowała mnie sporo nerwów i jeszcze więcej pieniędzy (po początkowych sukcesach zacząłem tracić a straty były spektakularne) na szczęście przyszło opamiętanie, życie udowodniło mi w sposób nie pozostawiający żadnych złudzeń, że ogromne zyski z inwestycji to tylko mrzonki dla naiwnych.
Ale przecież istnieją inwestorzy którzy zarabiają na swoje życie,  po przeczytaniu kilku poważnych książek napisanych przez poważnych inwestorów (np "Inwestowanie w jednej lekcji" prof. Marka Skousena), lub o poważnych inwestorach (Benjamin Graham "Inteligentny inwestor") zrozumiałem że myliłem inwestowanie ze spekulacją. Spróbowałem jeszcze raz i mimo że zyski nie są tak spektakularne jak w moich mrzonkach to udaje mi się pobić zyski lokat bankowych kilkukrotnie.
W tym momencie poczułem jak piękna może być wolność (jeszcze jej nie osiągnąłem ale przedsmak jest kapitalny) poczucie że mam oszczędności powoduje że nie stresuje się utratą pracy a dodatkowe zyski z inwestycji pozwoliły mi zmniejszyć etat do 4/5 (pracuje 4 dni w tygodniu) i od dwóch lat brać w wakacje miesięczny bezpłatny urlop.
Nadal zamierzam inwestować wolne środki, chociaż ostatnio (zgodnie z sugestią z książki prof. Marka Skousena) przesuwam swoje zainteresowania z giełdy na realny biznes, rok temu za znaczną część oszczędności kupiłem udziały w spółce deweloperskiej. W ten sposób mam zamiar inwestować większą część nadwyżek.
Ale bynajmniej nie o inwestycjach będzie ten blog, inwestowanie jest tylko sposobem na przybliżenie celu jakim jest wolność.
Wolność finansowa jest bardzo ważna bo o ile spokojniej można żyć, wiedząc, że nie jesteśmy już uzależnieni od wynagrodzenia za wykonywaną prace, od humoru szefa, dlatego nadal będę dążył aby ją osiągnąć. Ale wolność finansowa to nie wszystko...







Jak zostałem wieśniakiem i co z tego wynikło... 

Całe swoje życie mieszkałem w mieście.
Urodziłem się w Warszawie i spędziłem tam pierwszych 6lat życia, następnie przeprowadziliśmy się do Warki gdzie rodzice kupili dom jednorodzinny. Studiowałem na Politechnice Warszawskiej i prace też znalazłem w Warszawie. Wydawało by się że całe moje życie jest związane z miastem, otóż nie całe, każde moje wakacje spędzałem u dziadków w małej lubelskiej wsi i były to dla mnie niezapomniane i szczęśliwe chwile. Dziadkowie mieli nieduże 10ha gospodarstwo ogólno -użytkowe, hodowali i uprawiali po trochu wszystkiego. Myślałem że takie życie mogę prowadzić, cisza, spokój, duże przestrzenie, obcowanie z przyrodą i ciężka praca...
Dlatego gdy z moją obecną żoną, wtedy jeszcze dziewczyną, zastanawialiśmy się czy zamieszkać w gospodarstwie po jej zmarłych dziadkach nie wahałem się za długo.
Mimo że Beata wolała by zamieszkać w wynajmowanym mieszkaniu w centrum Warki ja postanowiłem ją przekonać, że zdewastowane, opuszczone gospodarstwo po jej dziadkach to świetna opcja :)
Udało mi się ją przekonać i w ten sposób zostaliśmy mieszkańcami rudery z przeciekającym dachem, nieszczelnymi oknami, bez ciepłej wody użytkowej, ze źle działającym centralnym ogrzewaniem  i w ogóle opłakanym stanie. Samo obejście które jest wielkości 1ha wyglądało jeszcze gorzej, nad oborą i garażami zarwały się dachy a coś co było kiedyś ogrodem warzywnym i sadem zamieniło się w dżunglę krzaków i pokrzyw.
Na początku widziałem ogromny potencjał tego gospodarstwa ale po pierwszej zimie do której zdążyliśmy się przygotować jak tako (wprowadziliśmy się we wrześniu) mój entuzjazm drastycznie osłabł ale wraz z nadejściem wiosny znowu go odzyskałem, dzisiaj już obydwoje wiemy że damy rade.
Mieszkamy tu już trzy lata, przez ten czas dużo udało nam się zrobić i wiemy że zostaniemy tu a stałe.
Plan przekształcenia ruin w dobrze radzące sobie gospodarstwo pomału acz sukcesywnie jest realizowany i właśnie o tym chce pisać na tym blogu  ( o tym c już zrobiliśmy i co będziemy robić).
Tu odnaleźliśmy szczęście i wiem że jesteśmy na dobrej drodze do wolności czyli życia według własnej wizji i pracy własnych rąk.

Niestety jak się wprowadzaliśmy trzy lata temu nie przypuszczałem nawet że będę pisał tego bloga więc nie robiłem zdjęć jak to wyglądało na początku (a szkoda) ale znalazłem kilka zdjęć z remontu (po pierwszej zimie).



Na zdjęciu powyżej widać przyszłą sypialnie, w pierwszym roku służyła nam jako składzik było to pomieszczenie bardzo zimne z dwoma oknami jak w każdym pokoju (balkonowe od południa i normalne od zachodu).
Okno od zachodniej strony było w strasznym stanie, nie było potrzebne bo pomieszczenie i tak było prześwietlone więc się go pozbyłem (na zdjęciu widać tylko parapet i zasłonkę). W miejscu tego okna stoją teraz dwie wielkie szafy/ garderoby



Na tym zdjęciu widać przyszły salon, okno balkonowe było w dobrym stanie więc je zostawiłem, drugie trzeba było wymienić. Jak widać na zdjęciu na ścianie balkonowej został skuty tynk, czerwona cegła tak nam się spodobała że po oczyszczeniu i zaimpregnowaniu jest ozdobą salonu. Czyszczenie cegły było tak czasochłonne i ciężkie że chyba bym tego nie powtórzył.



W pierwsze wakacje zajęliśmy się też kawałkiem "ogrodu". Na zdjęciu kawałek wykarczowanego miejsca pod ogród warzywny i altankę która ma latem pełnić funkcje rozrywkowe (miejsce na grila) a zimą funkcje drewutni. Wykarczowane zostały tu krzaki które porastają resztę "ogrodu" widoczną na zdjęciu.



Pod tym rozłożystym orzechem włoskim znajduje się teraz altana.

W najbliższych wpisach wrzucę aktualne zdjęcia i napisze więcej co do tej pory zostało zrobione i jakie mamy plany na nasze gospodarstwo.

5 komentarzy:

  1. To piękne, że wyłamałeś się z systemu i poszedłeś swoją drogą. Wolność jest wspaniała jeśli nie jest ucieczką a świadomym wyborem. W ogarnięciu ogrodu może pomogą Wam metody permakultury. Pozdrawiam i bardzo mocno życzę powodzenia w tworzeniu swojej przestrzeni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :) Zgadzam się z Twoim osądem na temat wolności.
      Do osiągnięcia jej ciągle dużo nam brakuje ale chyba jesteśmy na dobrej drodze. Zapraszam częściej na relacje z tej drogi :)

      Usuń
  2. Super!! Ale mnie ciągle siedzi w głowie to zdanie o wyjazdach zagranicznych i jak ma się to do hodowli kur i pewnie już są dalsze plany :)))) Widzę, że osiedliście na całego na włościach :D
    My też z Warszawki tu przyszliśmy ale... niby 9 rok idzie... ale... W każdym razie służyć mogę poradą w sferze wszelkich fuszerek i niewypałów :))))) Jak by co :)

    Taki blog jak Wasz/Twój jest dla mnie lekarstwem duchowym i mega wsparciem, fajnie, że go założyłeś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń